czwartek, 4 maja 2017

Wiosną rodzę się na nowo.

Witajcie. 
Rzadko tu zaglądam. Częściej jestem na Facebooku jak widzicie.
Wiosna to moja ulubiona pora roku i dzięki niej jestem w stanie obudzić się na nowo, podnieść się, marzyć planować.
Życie nie rozpieszcza ale walczymy kochani walczymy! 
Proszę trzymać za Nas kciuki bo na pewno bardzo się przydadzą. Postaram się częściej zaglądać a tym czasem pozdrawiam Wam z nocnej zmiany :) Odpoczywajcie :))

niedziela, 22 maja 2016

Moja smutna historia.

Dojrzałam do tego, aby tutaj na blogu opublikować moją historię którą 16.03.2016 opublikowałam na stronie http://www.dlaczego.org.pl
"Pragniemy by to miejsce stało się azylem dla osieroconych rodziców; a także tych, którzy borykają się z chorobą własnego dziecka. Zależy nam aby tacy rodzice stracili owo nieznośne poczucie wyjątkowości, którego zapewne doświadczają w swoim środowisku, by mogli podzielić się swoim bólem, tęsknotą, trudem, drobnymi radościami, by mogli opowiedzieć o swoim dziecku. Pamiętaj, nie jesteś sam."
Polecam tą stronę każdemu kto posiada podobne doświadczenia i ciężko mu jest sobie z tym poradzić. Znajdziemy tam wsparcie, przydatne informacje nt. pogrzebu, jakie mamy prawa, polecają tam też ciekawą literaturę.

Nadal borykam się z tym wszystkim. Nie jest łatwo mimo mijających dni. Ale mam potrzebę mówienia.  Silną potrzebę wyrzucenia z siebie tego, co we mnie siedzi...
Dzisiejszej nocy minęło trzy miesiące od tej tragedii. Jedni pukają się w czoło mówiąc "i po co to nadal rozdrapujesz" inni po prostu ze mną rozmawiają wspierają dają mi szansę przeżyć moją żałobę po swojemu.

Nie da się zapomnieć. Nie da się nie myśleć. Ale da się żyć. Da się planować, uśmiechać i marzyć. Te trzy miesiące nauczyły mnie pokory do świata. Pokazały, że nie da się wszystkiego zaplanować. Niestety nie na wszystko mamy wpływ.

A teraz moja historia...
"Witajcie. 
Mam prawie 26 lat,cudnego syna i męża. Naszym marzeniem było rodzeństwo dla Dominika. Synek jest wcześniakiem 32tc zdrowy wesoły nasz cud. Ciężko było nam się zdecydować na drugie dziecko po tym co przeszliśmy. Nikt nie widział przyczyny przedwczesnego porodu. Nie pomogło prowadzenie ciąży prywatnie. Przydarzyło nam się i tyle. Jak już mąż zgodził się na drugie dziecko byłam wniebowzięta! Po pół roku oczekiwania dwie kreski na teście były dla mnie największą nagrodą. Pojawiły się obawy ale wierzyłam, że damy radę. Radość nie trwała długo. Już w 7 tyg znalazłam się w szpitalu z dość sporym krwawieniem byłam pewna, że już po wszystkim. A tu niespodzianka. Serduszko bije dzidzia jest. Jest mega krwiak i diagnoza. Diagnoza która mnie osłabiła przegroda w macicy i duże prawdopodobieństwo dwurożnej macicy. Pomyślałam Jezu co my najlepszego zrobiliśmy... znów będzie ciężko znów wizja wcześniactwa. Lekarze od początku dość sceptycznie nastawieni. Pani Marto wszystko może się zdarzyć. Proszę o tym pamiętać. Myślałam co oni mówią. Ale ta myśl nie dawała mi spokoju. Nie chwaliliśmy się ciążą. Wręcz prosiłam najbliższych o zachowanie tego w tajemnicy. Wciąż czułam niepokój. Nie potrafiłam się cieszyć. Trzeba leżeć. Leżałam. 12 tydzień lekkie plamienie znów szpital. Po zbadaniu na fotelu lekarz stwierdził że najprawdopodobniej ciąża obumarła ale on nie ma uprawnień do usg i muszę czekać do rana. Myślałam ze do rana umrę. Morze łez... rano usg dziecko żyje! No i mają państwo synka. Radość nie do opisania! Zdrowy parametry prawidłowe. Ale leżeć ciąża wysokiego ryzyka... stan po cc, pierwszy wcześniak przegroda etc.. znów ten strach niepokój. Myślałam że zwariuję w domu. Wszystko podporządkowałam tej ciąży. Całe nasze dotychczasowe życie... tego wieczoru 22.02.2016r... to był prawie 22tc. Bez dwóch dni... Wieczorem nie czułam ruchów. Myślę o Adrianek przedłużył drzemkę. Ale później coś mnie bolał brzuch myślę zatrułam się. Biegunka. Wzięłam nospę usunęłam. Obudził mnie przed 1 w nocy ból myślę nie...to nie może być to co myślę. Mały się nie ruszał... skurcze. Obudziłam męża. Mówię muszę do szpitala. Wiedziałam czułam, że już jest po wszystkim. Szybka akcja pakowanie torby karetka. Powiedziałam do męża kochanie ja wiem, że on już nie żyje ;-(( w szpitalu dostałam już krwawienia usg potwierdziło moje przypuszczenia. Zapytałam czy już mogą zaznaczyć że chcę ciałko. Ze potrzebuję psychologa. Ja oczywiście jak zwykle. Zorganizowana. Mimo sytuacji....noc była horrorem. Telefon do męża że już po wszystkim... niedowierzanie. Telefon do mamy. Ratuj przylatuj. Chciano bym urodziła sama. Zdrowiej dla pani druga operacja to zawsze ryzyko na przyszłość. Skurcze były okropne. Rano obchód pani ordynator mówi tu chyba nic nie ruszy. Ja błagam o ratunek o pomoc bo ból był nie do zniesienia. Po chwili wróciła ordynator coś jest nie tak... zbadała mnie znów i mówi biegiem na blok. Jej przeczucia się sprawdziły. Odkleiło się łożysko. Krwotok. W środku pełno zrostów po poprzednim cięciu. I słowa ma pani szczęście, że żyje... sama załatwiłam pogrzeb. Wyszłam na 4 dobę. W sobotę był pogrzeb. Po drodze synek Dominik się rozchorował. Strach nerwy o niego. Pogrzeb był dla mnie horrorem. Przybyli Ci co wiedzieli o ciąży. Ci co nam kibicowali... nie widziałam synka. Nie miałam siły ani ja ani mąż. Teraz po trzech tygodniach trochę żałuję. Ale wiem, że ten obraz siedziałby mi w głowie do śmierci. Poprosiłam panią w prosektorium aby owinęła go w ligninę aby nie zmarzł. Pochowaliśmy go 65km od miejsca zamieszkania tam gdzie spoczywa mój tato moi dziadkowie jego kuzyn. Nie chciałam aby był sam. Chciałam aby ktoś mu tam towarzyszył. Mój tatuś się nim zajmie. Po pogrzebie na bawiłam się zapalenia płuc. Znów groził mi szpital ale lekarz zgodził się abym leżała w domu. Bałam się o Dominiczka bo z nim też było nie wesoło. Po trzech tygodniach zaczęłam terapię u psychologa i odstawiłam leki na uspokojenie. Mój Adrianek miał 350g i 25cm. Codziennie odmierzam te 25cm i wpatruję się w nie... badania his-pat nic nie wykazały. Mieliśmy pecha... krwiak z 7 tyg w dużej mierze się przyczynił do tej tragedii. Od 3 dni wróciła szara rzeczywistość. Mąż do pracy mama poleciała do domu. Synek do żłobka. Dużo płaczę. Trafiłam na tą stronę dzięki pani psycholog. Mam nadzieję, że uzyskam tu wsparcie. Mam ogromną potrzebę mówienia. Bardzo mnie cieszy terapia. Wiem, że mam dla kogo żyć... ale jakaś cząstka mnie umarła wraz z moim dzieckiem o które walczyłam jak lwica. Lwica która przez te 5 miesięcy była zaprogramowana pod tau ciążę... nie wiem co czuję. Pustkę żal. I tysiące innych uczuć. Panicznie boję się o synka. Od wczoraj jest przeziębiony a mnie to przeraża... znów strach o dziecko... marzę o tym aby kiedyś z uśmiechem na twarzy powiedzieć. Jestem mamą dwóch synów. Dominika i Aniołka Adrianka. Jestem z tego dumna. Ale ile czasu jeszcze minie nie wiem... 
Mama wspaniałego Dominiczka 13.03.2014
Mama Aniołka Adrianka 22tc 22.02.2016 "

czwartek, 28 kwietnia 2016

Jestem.

Jestem i żyję.

Czasami mam chwile załamania. Czasami się śmieję. Czasami płaczę.
Teraz jest taki czas, gdzie wiele spraw mnie irytuje złości. Nie jestem w stanie zrozumieć pewnych osób, ich postępowania. Wiem świata nie zbawię. Tak mówi mi moja pani psycholog.

Te dwa miesiące dużo zmieniły w moim życiu we mnie. Podjęłam pewne decyzje, nie wiem czy dobre ale nie chcę ciągnąć pewnych spraw. Czas na zmiany. Czy słusznie zdecydowałam okaże się wkrótce.

Mam wrażenie, że teraz więcej widzę. Doceniam. Umiem inaczej spojrzeć na jakąś sprawę. Dostrzegam rzeczy, których wcześniej nie zauważałam.

Niektórzy pytają jak daliśmy radę to przeżyć? Daliśmy bo mamy siebie, mamy syna. Mamy dwóch synów. Ale jednego w niebie. Który nad nami czuwa, Tak miało być. Tak sobie to tłumaczymy. A on zawsze będzie w naszych sercach.

...Dojrzałam. Emocjonalnie i duchowo. Życie daje lekcje. Nie głaszcze nas...

Bo życie to nie jest bajka...

środa, 16 marca 2016

Modlitwa

Jestem osobą wierzącą. 
Przez cały okres ciąży codziennie modliłam się i swoją modlitwę kończyłam słowami : " Panie Boże miej w opiece mojego męża,  kochanego synka mnie i te nienarodzone dziecko, które w sobie noszę.  Nie pozwól aby stała mu się krzywda bo my tu na ziemi bardzo na niego wszyscy czekamy i go pragniemy."

Od momentu jak już się dowiedziałam, że Adrianek nie żyje moja modlitwa kończy się słowami :" Panie Boże miej w opiece całą moją rodzinę, czuwaj nad nami. Skoro dałeś mi na ramiona ten krzyż pomóż mi teraz go udźwignąć i nie daj mi zwariować."

Ps. Wczoraj zaczęłam terapię u psychologa. Czeka mnie długa droga. Wiem, że sobie poradzę.  Tylko ten czas... czas jest tu wyznacznikiem wszystkiego...

poniedziałek, 14 marca 2016

Miało być.

Miało być tak pięknie!
Miało być ich dwóch...
Mieli bawić się we dwóch!
Mieli rozrabiać i swoim śmiechem rozweselać Nasz dom...
Mieli...

Został Dominik. Moje światełko. Mój Nasz cud! Cud życia.

Adrianek odszedł...Chociaż nie zdążył się urodzić.Moje maleństwo już nie puka do mnie codziennie rano...  Ktoś tam na górze potrzebował go bardziej niż my tutaj. Niż my rodzice i braciszek...

Od trzech tygodni dzień w dzień zadaję sobie to pytanie dlaczego ja, dlaczego moją rodzinę musiało to spotkać. Każdego dnia ze sobą walczę. Walczę aby nie płakać, aby cieszyć się tym, że żyję. Mój kochany mąż ciągle mi to powtarza ciesz się, że żyjesz. My Cię potrzebujemy.

Niech ten blog będzie swego rodzaju terapią dla mnie. Mówią, że czas leczy rany. Mają rację. Lecz ból matki...jest nie do opisania. Najgorszemu wrogowi nie życzę, aby musiał przechodzić przez to, przez co ja teraz przechodzę, co czuję. Jak zawalił się mój świat. Mimo, że mam cudownego męża i kochanego syna ból jest. Ale to dzięki nim mam siłę wstać codziennie rano. To dla nich się staram.

Dla nich żyję...

poniedziałek, 7 marca 2016

2 tygodnie...

Dziś mija dwa tygodnie od tragedii jaka Nas spotkała... Czuję się nijak. Niby z każdym dniem czuję się lepiej, ale jeszcze potrzeba mi czasu, Nam czasu...
Zastanawiam się ile jeszcze może znieść kobieta. Ile ma sił...
Dziękuję, że mam syna i męża...że mam dla kogo się starać i o co walczyć...
Wiem też, że muszę przeżyć to wszystko żeby wrócić do normalności... i potrzeba na to czasu...
Jest mi źle i momentami mam ochotę krzyczeć ze złości żalu i rozpaczy. Ale wiem, że muszę się opanować.
Bądźcie ze mną...

poniedziałek, 29 lutego 2016

Życie jest ulotne...

Życie jest zbyt krótkie...
Często nie doceniamy tego co mamy, nie potrafimy cieszyć się z małych rzeczy. Dopiero gdy dotknie nas jakaś tragedia zauważamy wiele rzeczy, uświadamiamy sobie jakie błędy popełniliśmy.
Nie jestem w stanie powiedzieć Wam co się wydarzyło w moim życiu ale nie życzę tego najgorszemu wrogowi i minie wiele tygodni zanim dojdę do siebie. Będę tu zaglądać. Obiecuję.
Życzcie mi dużo zdrowia i sił. Ważne, że mam synka i męża to oni dają mi siłę.